Polski Mars 4,5mm
Polski Mars 4,5mm
Mein Gott studio proudly presents: polka! (nie chinka )
Jest to karabinek, o którym wcześniej wspominałem jako o mojej pierwszej chince, pożyczonej od wujka. Zaczynając od początku:
Wujek zauważył wyraźny spadek mocy wiatrówki, więc oddał ją do dziadka, bu ten rozciągnął sprężynę (pierwszy raz o tym zabiegu słyszę, czy aby nie "ściągnie" się z powrotem przy łamaniu? ). Usłyszawszy o tym, pojechałem do dziadka, spotkać się jeszcze raz, z pierwszym karabinkiem, jaki niegdyś wylądował w moich rękach. Teraz wiedząc, że ma 20 lat, nastawiałem się na spotkanie z jakąś dianką albo CZ-ką, albowiem Chińczycy tak daleko w przeszłość nie sięgali swoją inżynierią dmuchawkową.
Jak widzimy, jest to wiatrówka "made in Poland", o walecznej nazwie "Mars".
Przystąpiłem do rozbiórki karabinka:
Co mnie zaskoczyło: karabinek był niezwykle dokładnie wykonany. Jedyny luz jaki wyczułem, to luz boczny, w kostce. Przyczyną spadku mocy była oczywiście sprężyna, niewymieniana od 20 lat (jedynie "rozciągana" co jakiś czas). Zmierzyłem, co było do zmierzenia, po czym zabrałem Marsa do siebie, jako że bałem się go zostawić u dziadka (strzelał z niego na sucho ).
Garść danych technicznych:
-kal 4,5mm
-długość 1100mm
-długość lufy 480mm, gwint ok 12 nitek, płytki
-komora sprężania 43cm³
-tłok ok 350g
-sprężyna 28 zwojów, Φ 21mm, drut 3,5mm. Długość pierwotna nieznana, obecnie 20cm.
-prowadnica 2cm za krótka, nie da się wymienić, wkomponowana w czop.
-szyna 13mm
Nie strzelałem jeszcze. Postrzelam, jak doprowadzę Marsa do stanu, w którym sam nie będzie się kaleczył przy strzale. Będzie to mycie, smarowanie, osłona PET, wymiana sprężyny, dwa kleszcze i coś jeszcze.
Rozważam nad wymianą z wujkiem tego karabinka na mojego kałacha. Jemu zależy tylko na tym, żeby śrut wylatywał przodem.
pozdrawiam
Jest to karabinek, o którym wcześniej wspominałem jako o mojej pierwszej chince, pożyczonej od wujka. Zaczynając od początku:
Wujek zauważył wyraźny spadek mocy wiatrówki, więc oddał ją do dziadka, bu ten rozciągnął sprężynę (pierwszy raz o tym zabiegu słyszę, czy aby nie "ściągnie" się z powrotem przy łamaniu? ). Usłyszawszy o tym, pojechałem do dziadka, spotkać się jeszcze raz, z pierwszym karabinkiem, jaki niegdyś wylądował w moich rękach. Teraz wiedząc, że ma 20 lat, nastawiałem się na spotkanie z jakąś dianką albo CZ-ką, albowiem Chińczycy tak daleko w przeszłość nie sięgali swoją inżynierią dmuchawkową.
Jak widzimy, jest to wiatrówka "made in Poland", o walecznej nazwie "Mars".
Przystąpiłem do rozbiórki karabinka:
Co mnie zaskoczyło: karabinek był niezwykle dokładnie wykonany. Jedyny luz jaki wyczułem, to luz boczny, w kostce. Przyczyną spadku mocy była oczywiście sprężyna, niewymieniana od 20 lat (jedynie "rozciągana" co jakiś czas). Zmierzyłem, co było do zmierzenia, po czym zabrałem Marsa do siebie, jako że bałem się go zostawić u dziadka (strzelał z niego na sucho ).
Garść danych technicznych:
-kal 4,5mm
-długość 1100mm
-długość lufy 480mm, gwint ok 12 nitek, płytki
-komora sprężania 43cm³
-tłok ok 350g
-sprężyna 28 zwojów, Φ 21mm, drut 3,5mm. Długość pierwotna nieznana, obecnie 20cm.
-prowadnica 2cm za krótka, nie da się wymienić, wkomponowana w czop.
-szyna 13mm
Nie strzelałem jeszcze. Postrzelam, jak doprowadzę Marsa do stanu, w którym sam nie będzie się kaleczył przy strzale. Będzie to mycie, smarowanie, osłona PET, wymiana sprężyny, dwa kleszcze i coś jeszcze.
Rozważam nad wymianą z wujkiem tego karabinka na mojego kałacha. Jemu zależy tylko na tym, żeby śrut wylatywał przodem.
pozdrawiam
Ostatnio zmieniony 22 wrz 2007, 21:21 przez Mein Gott, łącznie zmieniany 2 razy.
Marcin chcesz bana za you?
Ten karabin jest tak zrobiony jak takie stare FWB prawie, a prowadnice da się zrobić tylko trzeba mieć tokarkę ona jest spawana w otwór korka prawdopodobnie. To prawda wygląda bardzo porządnie. Wiec zamieniaj się z dziadkiem bez oporów, porobisz sobie wszystko sam. Jedziesz miał unikat jakiego nie ma nikt. a szynę pod optykę to coś sobie wykombinujesz jak uważasz ze jest konieczna bardzo. A opal ci zregeneruje nasz kolega jak go ładnie poprosisz i będziesz miał fajny karabin.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 1:00 przez hyena, łącznie zmieniany 1 raz.
Gdzie jest moja latajaca szabla z PCV
racja, dzięki Darku, poprawiłem
Teraz trochę historii:
Karabinek został kupiony, gdy mój ojciec był w ósmej klasie. Wtedy jego brat zapragnął mieć wiatrówkę. Wielkim ułatwieniem był fakt, że miał w klasie kolegę, którego ojciec był oficerem. Jako, że w tych czasach taka wiatrówka była bronią, wymagano na nią pozwolenia. Pozwolenie zostało wydane, wiatrówka zarejestrowana na matkę wujka. Ta, co, zdaje się, miesiąc (rok??) musiała jeździć do komendy rejonowej, uiszczać opłaty związane z posiadaniem niebezpiecznej broni, którą, jak wiadomo, można było targnąć się na życie WŁADZY
Około 7 lat temu wiatrówką zainteresował się bratanek mojego wujka (czyt. ja), w związku z czym karabinek pożyczył. Zainteresowanie potrwało miesiąc, potem ucichło. Obudziło się 6 lat później, ale to inna historia. Historia Łucznika Marsa kontynuowana jest w pierwszym poście.
Okłamałem Was. Karabinek ma około 35 lat, co czyni go jeszcze atrakcyjniejszym.
Do chwili obecnej wyczyściłem go, poprawiłem spust, zrobiłem osłonę zew. sprężyny oraz wymieniłem kilka śrubek na ładniejsze.
pozdrawiam
Teraz trochę historii:
Karabinek został kupiony, gdy mój ojciec był w ósmej klasie. Wtedy jego brat zapragnął mieć wiatrówkę. Wielkim ułatwieniem był fakt, że miał w klasie kolegę, którego ojciec był oficerem. Jako, że w tych czasach taka wiatrówka była bronią, wymagano na nią pozwolenia. Pozwolenie zostało wydane, wiatrówka zarejestrowana na matkę wujka. Ta, co, zdaje się, miesiąc (rok??) musiała jeździć do komendy rejonowej, uiszczać opłaty związane z posiadaniem niebezpiecznej broni, którą, jak wiadomo, można było targnąć się na życie WŁADZY
Około 7 lat temu wiatrówką zainteresował się bratanek mojego wujka (czyt. ja), w związku z czym karabinek pożyczył. Zainteresowanie potrwało miesiąc, potem ucichło. Obudziło się 6 lat później, ale to inna historia. Historia Łucznika Marsa kontynuowana jest w pierwszym poście.
Okłamałem Was. Karabinek ma około 35 lat, co czyni go jeszcze atrakcyjniejszym.
Do chwili obecnej wyczyściłem go, poprawiłem spust, zrobiłem osłonę zew. sprężyny oraz wymieniłem kilka śrubek na ładniejsze.
pozdrawiam
Marcin chcesz bana za you?
Witam
Niestety nie mogę zrobić zdjęcia gwintu. Dysponuję tylko aparatem z SE k750i, tak więc obiektyw żaden i nie ma jak dobrać kąta, żeby na zdjęciu było coś widać.
W międzyczasie konserwacji, postanowiłem zainstalować na karabinku "ołówek", co by wyglądał jak porządna reklama militaria.pl
Był tylko problem: "montaże" (dużo powiedziane) ołówków są 11-milimetrowe. Iglak w dłoń i do roboty! Szło opornie, bo aluminium regularnie zapychało pilniczek. Doszedłem do 12mm i dalej zwątpiłem. Pozostało mi szukać lepszego rozwiązania, które to rozwiązania, nawiasem mówiąc, same mi ochoczo przychodzą do głowy.
Nie wiem czy ktoś to kiedyś wymyślił i opatentował, ale ja byłem zadowolony z siebie.
Tak więc ołówek siedzi, służąc poniekąd za uchwyt raczej, aniżeli lupka.
pzdr
Niestety nie mogę zrobić zdjęcia gwintu. Dysponuję tylko aparatem z SE k750i, tak więc obiektyw żaden i nie ma jak dobrać kąta, żeby na zdjęciu było coś widać.
W międzyczasie konserwacji, postanowiłem zainstalować na karabinku "ołówek", co by wyglądał jak porządna reklama militaria.pl
Był tylko problem: "montaże" (dużo powiedziane) ołówków są 11-milimetrowe. Iglak w dłoń i do roboty! Szło opornie, bo aluminium regularnie zapychało pilniczek. Doszedłem do 12mm i dalej zwątpiłem. Pozostało mi szukać lepszego rozwiązania, które to rozwiązania, nawiasem mówiąc, same mi ochoczo przychodzą do głowy.
Nie wiem czy ktoś to kiedyś wymyślił i opatentował, ale ja byłem zadowolony z siebie.
Tak więc ołówek siedzi, służąc poniekąd za uchwyt raczej, aniżeli lupka.
pzdr
Marcin chcesz bana za you?
Mam takie same bebechy i osadę pod nazwą Łucznik. Kolega "bjudas" wyjaśnił dlaczego. Wiatrówkę kupiłem w latch młodości, prawdopodobnie w 1972 roku. Musiałem mieć jak zauważyłeś opłacane "pozwolenie na broń" wydawane przez Powiatową Komendę Milicji (wtedy). Był nawet wywiad środowiskowy przed wydaniem pozwolenia. W tamtym okresie strzelałem sportowo z kbks-u. W domu zaś ćwiczyłem na Łuczniku. Głównie strych, 9 m, dobre oświetlenie. Wiatrówkowe tarcze sportowe. Pozycja stojąca bo z nią głównie miałem problem. Celność Łucznika na te ok 9 m była wystarczająca. Na otwartych przyżądach, dla zabawy, to z ręki śmiało można było przewracać zapałki jedną po drugiej (zapałki, nie pudełko!!) Wystrzelałem hmm dziesiątki tyś śrutów. Wymieniłem parę sprężyn i skórzane uszczelki i ... to wszystko. Acha trzeba było mieć pod ręką śrubokręt, bo ciągle luzowały się śruby mocujące. Moc? Nigdy nie była sprawdzana. Ówczesną puszkę po farbie 1,5 l na nowej sprężynie z 9 m przebijał na wylot śrutem Diabolo Standard... - hehe. Na odległości większe niż 20m trudno było strzelać powtarzalnie ze względu na jakość dostępnego śrutu, szmuglowanego na dodatek z Czechosłowacji... Po ok 10 latach zaczęły się problemy ze wzrokiem i koniec sportowego strzelania z otawartych przyrządów. Okulary nie pozwalały na jednoczesne ostre widzenie przyrządów i celu. Łucznik służył tylko do działkowego strzelania przy okazjach. W końcu stanął w koncie. Zabrał go na długie lata teść. Jak go zobaczyłem w 2007 roku w piwnicy stojącego lufą w dół w wilgotnych śmieciach, na dodatek z naciągniętą sprężyną, to zabrałem go do siebie. Lufa zardzewiała tak z zewnątrz jak i od środka. Nie chcąc kaleczyć wyglądu obcinką lufy, rozwierciłem rozwiertakiem fi 5 wylot lufy na głębokość 8,5 cm. Tyle zżarła korozja!! Próba strzału i srut nadal tkwi w kostce. Nową sprężynę dostałem od "rusznikarza". Była silniejsza od oryginalnej. Uszczelki zostawiłem, bo teść lał olej do komory sprężania!!! i jakoś się utrzymały. Pierwszy strzał jeszcze bez mocowania w osadzie i kop niesamowity. Na dodatek diesel. Moc? Bez pomiaru lecz po zamontowaniu w osadzie blacha 0,7 mm trafiona w to samo miejsce bazarowym misiem z 5 m przebita. Próba strzelania na 35 m bo takie mam w ogrodzie warunki do bezpiecznego strzelania nawet seriami z kałacha, to tragedia. Okulary nie pomagają, bo kiwając głową!!! widzę ostro przerządy albo cel. Na dodatek karabinkiem szarpie niemiłosiernie. Żaden z warunków poprawnego strzelania nie jest spełniony. Zanim skończyła się pierwsza partia śrutu coś zaczyna w środku brzeczeć. Demontaż i ... wyrwana prowadnica. Na dodatek pokaleczona przez sprężynę. Szukam prowadnicy ertalitowej lecz przypadkowo znajduję pasującą stalową rurkę. Poleruję przycinam tak by trzpień łapał spust. Sprężyna trochę już siadła lecz się nie wyboczyła, monaż i ... moc mniejsza lecz kultura strzału znacznie poprawniejsza. Zakup bazarowej lupki za 150 zł. Pojedyńczy montaż i trochę problemów z zerowaniem. Musiałem zastosować podkładki bo brakowało skali. Celność na 35m przypadkowa lecz mała puszka po pasztecie trafiona w dno zostaje przebita. Postanawiam rozwiercić wylot lufy na 6,5 mm by zminimalizować wpływ powietrza opływającego śrut w końcówce lufy. Zerowanie lunety, wzmocnionej na gwinatch silikonem, no i na moich 35 metrach trafienie ze stołeczka w dezodorant o średnicy 3,5 cm poprawnym śrutem, bez nonszalancji, to już standard. Do strzelania tarczowego brakuje powtarzalności w pionie. Problem leży może w różnej prędkości wylotowej, a głównie podejrzewam zamknięcia kostki. Skórzana uszczelka kostki lufy po założeniu podkładki, moim zdaniem nie daje obecnie powtarzalności zamknięcia. Podsumowując Łucznik to na pewno nie badziewie, bo po takich przejściach zostałoby już po nim tylko wspomnienie. Cudem celności też nie jest. Jest natomiast bardzo soldną wiatrówką, która po może dłuuugo służyć strzeleckiej rekreacyjnej zabawie. Odkładam na sprężynówkę w przedziale 1-1,5 tyś lecz Łucznika się nie wyzbędę.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
Mam takiego Łucznika-rocznik chyba 1972-74,wygrał go mój Ojciec na zawodach strzeleckich Zjednoczenia Elektromontażu i z niego uczył mnie strzelac w tamtych latach...Łza w oku się kręci Strzelałem ze wszystkiego-od śrutu,przez "piórka",aż po gwożdzie Karabin przeleżał w szafie przez 25 lat bez smarowania,etc. Odnalazłem go i oniemiałem. Ostatnio usiłowałem wywiercic coś co utkwiło w wylocie komory i ułamałem wiertło....Teraz nie wiem co dalej Osadę ładnie odnowiłem,rdzę z lufy i komory zdarłem-bacząc by został nie tknięty napis Łucznik.Jak wyrwę to złamane wiertło,to mogę się pobawic w tuning flaków.Ale lufa - to już na pewno jest do kitu(po tych gwożdziach...).Poza tym skąd teraz dobrac sprężynę i uszczelkę tłoka
Daystate Merlyn S + Nitrex 3-9x42/SS 10x42
Jeśli to badziestwo tkwi w wylocie komory, a nie w lufie to zamiast odwiercać spróbuj to delikatnie wybić w stronę komory, jeśli masz braki w zestawie tłoka..., a następnie dopolerować wylot. Jeśli zaś będą głębokie rysy to rozwiecisz o 2 dziesiątki. Jeśli wpłynie to źle na pracę, a nie powinno, to możesz wrócić do wymiaru fabrycznego wstawiając luleję na odpowiednim kleju, kształtując wlot w zwężkę Venturiego. Co zaś się tyczy lufy, to kiedyś widziałem ofertę sprzedaży Łucznika w częściach. Ze sprężyną, mi pomógł rusznikarz2005-mieszka bardzo blisko, może będzie miał również uszczelki. Na allegro znajdziesz też inne oferty.